„Przepraszam, że nie odpisywałem wcześniej. Kilka tygodni temu wykryto u mnie nowotwór kości, a za kilka dni mam amputację. Jak tylko dojdę do siebie to wezmę się za zlecenie, o ile nie będzie jeszcze za późno. Bardzo Państwa przepraszam.”

„Mój mąż dowiedział się na wakacjach, że ma raka przewodów żółciowych. Dali mu 2 miesiące życia. Przyjechał do Polski, żeby tutaj się ze wszystkimi pożegnać i tutaj też zgodnie z diagnozą lekarzy zakończył swoje życie z nadejściem jesieni.”

„Czekaliśmy w sali pełni napięcia na rozpoczęcie zajęć. 16-wieczny budynek Uniwersytetu Cambridge, Madingley Hall napawał powagą i dumą. Planowana godzina rozpoczęcia już minęła, a my nadal czekaliśmy na oficjalne powitanie. Nagle w pośpiechu wyszła na środek dyrektorka instytutu i oświadczyła, że kilkanaście minut temu w drodze na zajęcia zginął tragicznie nasz kolega z grupy. Uległ śmiertelnemu wypadkowi na motorze, zaledwie kilkaset metrów od naszego budynku.”

Każda z tych trzech opisanych wyżej osób była mi mniej lub bardziej znana. Każda z tych osób wcześniej prowadziła normalne życie, takie jak ja i Ty. Aż tu któregoś dnia… pstryk… zmiana o 180 stopni. W jednym przypadku śmierć na miejscu, w drugim śmiertelna diagnoza a w trzecim utrata kończyny. Te trzy przypadki to tylko przykłady, mam ich znacznie więcej, ale nie chodzi mi tutaj o listowanie jak największej liczby nieszczęść, ale o ukazanie z jednej strony kruchości i nieprzewidywalności naszego życia, a z drugiej ogromnej wdzięczności jaką powinniśmy mieć w każdym dniu kiedy my oraz nasi najbliżsi są zdrowi.

Historie moich znajomych, ich najbliższych coraz bardziej dają mi do myślenia. Codzienne problemy, które tak często są sztucznie pompowane, jak ten balon, czym są w porównaniu do problemów tych prawdziwie życiowych? Czym jest stłuczona szklanka, rysa na samochodzie, czy nagana od pracodawcy w porównaniu z walką o życie lub już śmiercią naszych bliskich lub nas samych? Jeżeli budzę się rano zdrowa, mój mąż ma się dobrze, dzieci się wspaniale rozwijają, rodzeństwo i rodzice są w dobrej kondycji zdrowotnej to czyż życie nie jest piękne? Nic i nikt nie jest w stanie zakłócić mojego błogiego stanu szczęścia wynikającego ze świadomości, że moi najbliżsi i ja sama mamy się dobrze.

Każdego dnia dziękuję Stwórcy za to, że dał nam wszystkim przeżyć spokojnie kolejny dzień. Dziękuję za zdrowie i życie oraz za wiarę i nadzieję, że kolejne dni będą równie dobre. Byłabym jednak mocno naiwna, myśląc, że będzie tak zawsze, że musi tak być. Z jednej strony kłania się siła pozytywnego myślenia, sugestii, afirmacji, siły przyciągania – tak jak pomyślisz tak się będzie działo. Z drugiej jednak mamy słowa modlitwy „bądź wola Twoja„, pokorę i odwieczną walkę wolnej woli z fatalizmem. Choć tak często naiwnie myślimy, że mamy na coś wpływ, to czasami pojawiają się przebłyski z podświadomości, że ktoś nam już dawno temu zaplanował taką, a nie inna ścieżkę.

Z tą coraz bardziej dojrzałą świadomością zaczynam lepiej rozumieć sens słów „carpe diem„. Początkowo podchodziłam do nich dość sceptycznie uważając, że są one mottem hedonistycznego, beztroskiego i nieodpowiedzialnego życia. I pewnie dla niektórych nadal te słowa to będą oznaczać. Dla mnie przechodzą one w inny wymiar – wymiar tych małych, jakże prawdziwych radości w gąszczu zmienności znanego-nieznanego losu. Więc dopóki mogę, chwytam chwile, rozkoszuję, zapominam się w nich, zatrzymuję czas.